Pierwsze spotkanie z Maryją
Dwunastoletnia Ida staje
się świadkiem niebiańskiego objawienia. Na końcu jednej z ulic widzi wielkie
światło, a w nim promieniującą postać, która wyglądem przypomina piękną
żydowską kobietę. Ida rozpoznaje w niej, w jednej chwili, Maryję. Jej ramiona
są lekko rozwarte, spojrzenie ma przyjazne i ciepłe. Stoi tak w blasku
światła, nie wypowiadając ani jednego słowa. Jeszcze nigdy w swoim życiu Ida
nie widziała czegoś tak pięknego. Gdy postać daje jej przyjazny znak, Ida
pośpiesza do domu.
Ojciec Idy ze
zrozumiałych względów zabrania jej mówienia komukolwiek o tym zdarzeniu. Jego
zdaniem byłoby najlepiej, gdyby Ida o nim jak najszybciej zapomniała. „Niech cię Pan Bóg broni przed mówieniem o tym komukolwiek.
Powiedzą, że zwariowałaś i będą śmiać się z ciebie. Tego tylko by nam jeszcze
brakowało”. I tak Ida, posłuszna woli ojca, nie mówi o tym, co ją spotkało
nikomu, mimo że jej widzenie powtórzyło się jeszcze przez kolejne dwie soboty;
gdy Ida po Spowiedzi św. wracała do domu, piękna Pani pojawiła się znowu, jakby
w jakimś słońcu, uśmiechając się i milcząc, jak za pierwszym razem.
Wszystko to odbywa się
w 1917 r., w którym Matka Boża po raz ostatni nawiedza w Fatimie trójkę dzieci,
o czym Ida wtedy jeszcze nic nie wie. Jej spowiednik, ojciec Frehe, jako
zaufany Idy i doradca rodziny Peerdeman, dowiaduje się o nadzwyczajnych
zdarzeniach, które spotkały Idę. Jednak również i on, podobnie, jak ojciec Idy
uważał wtedy, że będzie najlepiej, jeśli dziecko wszystkie je zachowa tylko
dla siebie i nie będzie o nich już więcej myślało. I tak
oto to pierwsze przygotowanie Idy na późniejsze Maryjne objawienia pozostaje na
długi czas w ukryciu.
33 lata później – podczas 25 objawienia –
Matka Boża sama przypomina Idzie o swoim trzykrotnym przybyciu w 1917 r. wtedy,
gdy widząca z obawą pyta: „Czy mi uwierzą?” „Tak”, odpowiada
Maryja „dlatego właśnie przyszłam do ciebie już wcześniej, kiedy
jeszcze tego nie rozumiałaś. Wtedy to nie było jednak konieczne. To był dowód
na teraz” (10.12.1950).
Innymi
słowy, to aktualne widzenie nie jest złudzeniem ale rzeczywiście Maryją.
„Brakuje Pani fantazji i
wyobraźni”.
Po ukończeniu szkoły
ludowej Ida pragnie zostać przedszkolanką. Jednak po praktyce odsyła się ją z
komentarzem:
„Pani się niestety nie nadaje. Brakuje Pani fantazji i
wyobraźni”. Nikt wtedy jeszcze nie zdaje sobie
sprawy z tego, jak ważnym stanie się to oświadczenie w życiu Idy, w czasie,
gdy zarzucać się jej będzie, że objawienia, których doświadcza, są wytworem jej
własnej fantazji i wyobraźni.
Wiele lat później, wynik
badania psychologicznego, któremu na prośbę biskupa poddano Idę stwierdza, że
jest ona całkiem normalna, jak również i to, że nie ma zdolności do obrazowych
przedstawień i że jest osobę trzeźwo myślącą, bez polotu i fantazji.
W wieku 18 albo 19 lat
Ida decyduje się na podjęcie pracy biurowej w fabryce perfum w Amsterdamie. Tam
przepracuje wiele lat. Współpracownicy bardzo ją cenią. Jako ładna dziewczyna
ma również kilku adoratorów, jednak nie czuje się powołaną do małżeństwa. W
tym czasie doświadcza cierpień, na skutek ataków złych mocy. Jeszcze dzisiaj
przypomina sobie Helena – najstarsza córka brata Idy – Pieta bardzo dokładnie to, co mówiło się w rodzinie o tym,
tak pełnym dla Idy cierpień czasie demonicznych udręk. Na przykład: Podczas
jednego ze spacerów po ulicach Amsterdamu Ida spotyka jakiegoś mężczyznę,
ubranego na czarno i podobnego z ubioru do księdza. Wystraszona jego
niesamowicie przenikliwym wzrokiem próbuje go ominąć i przyspiesza kroku. Jej
prześladowca jest jednak szybszy, chwyta ją mocno za ramię i próbuje zepchnąć
do kanału, aby ją utopić. W tej tak bardzo zagrażającej życiu Idy chwili słyszy
ona nagle łagodny głos, który ją uspokaja i obiecuje pomoc. W tym samym
momencie „Czarny” puszcza Idę i ze strasznym krzykiem
przepada bez śladu. Po tym zdarzeniu siostra Idy Gesina otrzymuje od ojca
polecenie towarzyszenia Idzie w drodze do pracy i wieczorem, w drodze do domu.
Jeszcze raz
spotykają siostry tego niesamowitego prześladowcę, śmiejącego się zimnym
szyderczym śmiechem, ale nie mającego już odwagi dotknąć Idy. I jeszcze raz, to
już po raz trzeci, zbliża się diabeł do dwudziestoletniej Idy i próbuje
uwikłać ją, w wyrafinowany sposób, w śmiertelny
wypadek. Tym razem ukazuje się jej pod postacią ułomnej starej kobiety, która
utrzymuje, że zna Idę z kościoła. Podaje jej przy tym swój adres i zaprasza do
możliwie jak najrychlejszych odwiedzin. Ida odmawia, jednak na dodatkową prośbę
kobiety, aby pomogła jej chociaż przejść przez ulicę, przystaje. Paraliżujący
strach ogarnia Idę, gdy na środku ulicy czuje, jak jakieś szpony ściskają ją
żelaznym chwytem za ramię. Jednak tylko jeden jej krzyk wystarcza, aby szatan
zniknął. Podprowadził on Idę prosto pod nadjeżdżający tramwaj, który w
ostatniej chwili zdołał zahamować. O mały włos, a
byłby ją przejechał. Kiedy wieczorem brat Idy Piet udaje się wraz ze swoim
przyszłym szwagrem pod podany przez staruchę adres, odnajduje tylko stary,
opuszczony już dom.
Demoniczne udręki w
rodzinie
Również i u siebie w domu
Ida jest ciężko dręczona przez demony. Jej rodzina cierpi razem z nią – jak to
brat Piet opowiada później swojej córce Helenie. Kiedy np. ojciec Frehe ubiera
się w domu parafialnym, szykując się do odwiedzin rodziny Peerdeman, to w tym
samym czasie Ida zaczyna u siebie w domu krzyczeć i złorzeczyć. Nagle czuje
napływ tak wielkiej fizycznej siły, że jest w stanie unieść ponad głowę ciężkie
krzesło. Jej głos zmienia się nie do poznania. Podobne stany znamy również z
historii życia błogosławionej karmelitanki Miriam von Abellin, która niekiedy
doznawała podobnego zadośćuczyniającego opętania na krótko przed otrzymaniem
wielkich łask.
Ojciec i
rodzeństwo Idy są także świadkami, jak buja się lampa w pokoju, i zaczyna bez
przerwy dzwonić domowy dzwonek, czy też hałasować skrzynka z bezpiecznikami.
Gdy drzwi i szafki same się otwierają, zdarza się, że pan Peeredman z humorem
mówi:
„No proszę, wchodźcie wszyscy do środka. Im więcej was jest, tym
weselej”. Ojciec Frehe poradził mu bowiem, aby ignorował, w miarę
możliwości, te demoniczne ataki. Odwaga ojca bardzo pomaga całej rodzinie. Za
jego przykładem przywiązuje się do tych nadprzyrodzonych zjawisk możliwie jak
najmniejsze zna-czenie. Kiedy jednak stają się one szczególnie uciążliwe,
członkowie rodziny dodają sobie wzajemnie odwagi, mówiąc jeden do drugiego:
„Śmiejcie
się, bo jeśli my się nie śmiejemy, śmieją się diabełki, a na to nie możemy im
pozwolić”. Jednakże pewnego razu, gdy Ida jest duszona jakąś
niewidzialną ręką za szyję i ataki te stają się szczególnie silne, ojciec Frehe
decyduje się odmówić nad nią egzorcyzm. Podczas odmawiania egzorcyzmu rodzina
Idy słyszy obrzydliwy głos szatana, wydobywający się z jej ust, z nienawiścią
obrzucający wyzwiskami ojca Frehe. Również i na wiele innych sposobów odczuwa
ojciec Frehe szatańską nienawiść demo-nów. W taki oto sposób będą oboje – Ida i jej kierownik duchowy – przygotowywani, przez
trwającą 20 lat duchową szkołę, na pełne łaski zdarzenie, które dotyczyć będzie
całego świata: na przyjście Matki i Pani
Wszystkich Narodów.
Wojenne historie 35
latki
Kolejne lata życia Idy upływają
spokojnie. Tylko jeden raz – jeszcze długo przed wybuchem II wojny
światowej – ma zupełnie niespodziewanie wizję przeciągających przed nią
niezliczonych ilości wycieńczonych żołnierzy. W 1940 r. – Ida
ma wtedy 35 lat – rozpoczynają się jej „wojenne historie”, prorockie wizje o
przyszłych losach wojny. Ida widzi przesuwające się przed nią fronty, opisuje
ich linie – z zamkniętymi oczami – na
rozłożonej na stole mapie. Jej brat Piet oznacza ich przebieg – zgodnie z tym, co mówi Ida – za
pomocą szpilek. To, co przekazuje siostra, odpowiada bardzo dokładnie
najnowszym meldunkom radiowym podziemnej stacji nadawczej.
Ida, która o strategii
wojskowej nic nie wie, widzi, w jednej z kolejnych wizji, rzecz wtedy dla
wszystkich absolutnie nie do wyobrażenia – zwycięską armię niemiecką okrążoną przez Armię Czerwoną
pod Stalingradem, jakby w jakiś wielkich kleszczach. Już w maju 1940 r., u
szczytu niemieckich „powodzeń”,
Ida widzi w detalach smutny koniec Hitlera i Mussoliniego. Z jej ówczesnych
przepowiedni śmieją się wtedy nawet jej najbliżsi przyjaciele.
Wszystkie
te zdarzenia jeszcze się nie spełniają, kiedy wojenne widzenia nagle się
urywają i dla Idy rozpoczyna się zupełnie nowy etap życia.
Pierwsze objawienie się
Pani Wszystkich Narodów
Jeszcze II wojna światowa
trwa, gdy 25 marca 1945 r. rozpoczynają się Amsterdamskie Objawienia
Maryjne. W tym to właśnie dniu Kościół ob-chodzi święto Zwiastowania Pańskiego,
największego wydarzenia w his-torii ludzkości. Bóg przyjmuje w osobie Jezusa
ludzką naturę, by zbawić nas od grzechu i śmierci.
W ciszy i ukryciu
rozpoczyna się Dzieło Zbawienia w pełnym łaski łonie Niepokalanej (Immaculata),
w Tej, która nazwana zostanie Współodkupicielką. Nie jest z pewnością rzeczą
przypadku, że Maryja wybrała właśnie to święto dla objawienia się jako Pani i
Matka, gdyż Amsterdamskie Orędzia mają w historii zbawienia znaczenie
uniwersalne – dla Kościoła i świata. Pozwólmy jednakże samej Idzie
opowiedzieć o tym, czego doświadczyła.
„Zdarzyło się to 25
marca 1945 r., w święto Zwiastowania Pańskiego. Moje siostry i ja siedziałyśmy
w pokoju i rozmawiałyśmy ze sobą. Siedziałyśmy wokół żelaznego piecyka. Był to
czas wojny i panowała głodowa zima. Ojciec Frehe, który przebywał w tym dniu w
mieście, przyszedł do nas w odwiedziny.
W trakcie
rozmowy pociągnęło mnie coś nagle do sąsiedniego pokoju. Tam ujrzałam naraz
nadchodzące światło. Wstałam i byłam zmuszona podejść do tego światła. Ściana i
wszystko co tam stało zniknęło sprzed moich oczu. Przede mną było morze światła
i pusta głębia”.
„Przychodzę w ciszy” (31.05.1958).
„Nagle ujrzałam,
wyłaniającą się z tej głębi jakąś postać, żywą kobiecą postać. Z mojego miejsca
widziałam ją stojącą po lewej stronie, w górze. Ubrana była w długą białą
szatę, przepasaną w talii. Stała tam z opuszczonymi ramionami i z dłońmi
zwróconymi na zewnątrz, w moją stronę. Podczas, gdy się jej przypatrywałam,
ogarnęło mnie jakieś osobliwe uczucie. Pomyślałam sobie: 'To musi być Święta
Dziewica, nic innego nie jest możliwe.' Nagle postać odzywa się do mnie.
Mówi: 'Powtarzaj za mną'.Zaczynam więc za nią powtarzać, słowo w słowo.
Ona mówiła bardzo wolno.
Moje
siostry i ojciec Frehe zgromadzili się wokół mnie. Gdy ojciec Frehe usłyszał,
że zaczęłam mówić, powiedział do jednej z moich sióstr: 'Zapisuj wszystko, co
powie.' Potem, gdy już powtórzyłam kilka zdań, usłyszałam, jak mówił:
'Posłuchaj, zapytaj, kim jest.' I wtedy pytam: 'Czy, jesteś Maryją?' Postać
uśmiecha się do mnie i odpowiada: 'Będą mnie nazywać Panią, Matką' ”.
Ida i Orędzia
„Ty jesteś
narzędziem. Pani dba o wszy-stko!” Ida Peerdeman została w dzieciństwie i młodości
przygotowana do swojego szczególnego powołania. Ale
podobnie, jak wszystkim innym prorokom, również i jej, prostej, 40-letniej
pracownicy biurowej powierzone zostało całkiem nagle i nieoczekiwanie bardzo odpowiedzialne zadanie. Ida otrzymuje w ciągu 15 lat,
dokładnie do 31 maja 1959 r., 56 Orędzi Matki Bożej.
Dodatkowo
ofiarowuje jej Pan, trwające aż do
lat 80-tych, tzw. „Przeżycia Eucharystyczne”.
W
odróżnieniu do wielu innych miejsc Maryjnych objawień, w Amsterdamie przebiega wszystko, praktycznie rzecz biorąc, w ciszy
i ukryciu. „Przychodzę w ciszy”, powiedziała Pani 31 maja 1958 r.
Większą część Orędzi otrzymuje
Ida u siebie w domu. Jej siostra Truus (Gertruda), która jest nauczycielką,
spisuje słowo po słowie wszystko to, co Ida powtarza za Panią. Nie jest to
trudne, gdyż Pani mówi wolno i z długimi przerwami, po których pozwala Idzie
oglądać nowy, kolejny obraz, albo przekazuje jej jakąś nową myśl. Później,
jeśli to konieczne, Ida uzupełnia zapis siostry swoimi własnymi komentarzami.
Szczególnie w pierwszych
latach objawień, Orędzia Pani są bardzo zaszyfrowane, apokaliptyczne i
symboliczne. Podobnie jak wielcy prorocy Starego Testamentu, również Ida należy
do osób niewykształconych teologicznie, do prostego ludu, i rozumie niewiele
z tego, co widzi i słyszy. Słowa takie jak „Paraklet“, „Meteoryty“ czy „Ruach“
są jej całkowicie obce i Ida ma wiele trudności z przekazaniem w słowach treści
nieznanych jej zdarzeń, ukazywanych w wizjach. Ale Matka Boża pociesza ją:„Powiedz swojemu ojcu duchownemu, że Pan
dla Swoich Wielkich Planów wybiera zawsze to, co małe i słabe. Niech będzie
spokojny” (04.04.1954), "Jeszcze raz mówię: Syn
szuka dla Swoich Spraw
zawsze tego, co małe i słabe” (15.04.1951), „Masz do wypełnienia wielkie
zadanie” (15.06.1952).
Maryja daje
swojemu dziecku do zrozumienia, że jest tylko narzędziem, ale: „Poprzez to narzędzie, w tym małym kraju, który stoi nad
prze- paścią, Pani Wszystkich Narodów przyniesie każdego roku swoje matczyne
napomnienie i pocieszenie” (31.05.1954).
„Nie wahaj się. Ja
przecież nigdy się nie wahałam.“
Jak mądry i pełen miłości
pedagog upomina Pani swoją uczennicę w wizjach: „Słuchaj dobrze!”, „Patrz
uważnie!”, „Zapamiętaj sobie!”, „Ostrzeż!”, „Powiedz!”, „Rozpowszechniaj!”
Jako posłanka i
doręczycielka ma Ida posłusznie przekazywać dalej to, co Pani Wszystkich
Narodów pragnie niezwłocznie powiedzieć papieżowi, biskupowi Haarlemu,
Kościołowi, teologom, światu i wszystkim narodom, a co da początek odnowie w
Duchu Świętym. Jest rzeczą zrozumiałą, że doznająca objawień czuje się
niezdolną i zbyt słabą do wypełnienia tego ciężkiego zadania. Wielokrotnie z
obawą zapytuje ona Panią: „Czy mi uwierzą?” Jednak Maryja ją, a tym
samym również i jej kierownika duchowego uspokaja i zachęca: „Nie wahaj się. Ja przecież nigdy się nie wahałam” (15.08.1951), „Nie bądź
taka bojaźliwa. Dlaczego mieć obawę dla Sprawy Mojego Syna?” (28.03.1951), „Oczekuję tego
od ciebie” (04.03.1951), „Mówisz, że masz tylko puste
ręce... Pani uczyni resztę” (05.10.1952).
Niekiedy
posłuszne spełnianie pleceń Matki Bożej staje się dla Idy tak dalece bolesne,
że spontanicznie, po ludzku reaguje oporem i sprzeciwem. Na przykład wtedy, gdy
Pani żąda: „'Idź do Ojca
Świętego i powiedz...' Kiedy
potrząsnęłam przecząco głową i odrzekłam, że na to nigdy się nie odważę, Pani
powiedziała nieco ostrzejszym tonem: 'Rozkazuję
ci to powiedzieć!' W odpowiedzi pochyliłam się z pokorą” (31.05.1957).
Zjednoczone cierpienie
ze Współodkupicielką
To wszystko, co Ida widzi
i przeżywa w Orędziach Współodkupicielki, zmienia również głęboko jej
osobiste życie, bowiem Maryja prosi swoje dziecko: „Uczyń ofiarę ze swojego życia” (04.04.1954) i gdzie indziej: „Módlcie się
wszyscy do Pani Wszystkich Narodów. A ty dziecko, podejdź do tego obrazu i módl
się, tak długo, jak tylko możesz” (19.03.1952).
W usilnych, trwających
dziesiątki lat staraniach, żeby żyć zgodnie z życzeniami Pani, Ida dojrzewa do
roli duchowej matki dla wielu. Maryja poświadcza to w dobitnych słowach:„A ty, dziecko – w twoje łono wkładam ludzkość całego świata...” (01.04.1951)
Również i dlatego widząca
przeżywa wiele razy w mistyczny sposób na sobie samej sytuację całej ludzkości:„Wtedy Pani bierze mnie znowu ze sobą. Idziemy dalej w głąb ogrodu.
Zatrzymujemy się przed dużym krzyżem. Pani mówi: 'Przyjmij Go. ON cię poprzedził'. Odmawiam
i czuję, jakby wszyscy ludzie świata tak samo postępowali i odwracali się do
krzyża plecami” (07.10.1945).
Ida
doświadcza bardzo często – w swych stanach mistycznych – bólu, który Pani Wszystkich Narodów przeżyła fizycznie dla
ratowania narodów: „Wtedy Pani odchodzi od krzyża, a ja stoję ponownie przed
tym wielkim krzyżem. Mam znowu te okropne bóle, jeszcze silniejsze jak
przedtem. To trwa długo i wtedy Pani staje przed krzyżem, jak gdyby we mgle.
Widzę Ją skręcającą się z bólu i wtedy zaczyna płakać. Tak wielkie, nie do
opisania cierpienie widnieje na Jej twarzy i łzy spływa- ją po Jej policzkach.
Wtedy mówi: 'Dziecko'. I teraz jest tak, jakby Pani
przenosiła to cierpienie na mnie. Najpierw ogarnia mnie jakieś duchowe
osłabienie i odczuwam je bardzo silnie. Mam
takie same bóle jak przedtem, jednak nie tak bardzo silne jak za pierwszym
razem. Naraz jest tak, jakbym się załamywała. Mówię do Pani: 'Więcej już nie
mogę'. To trwa jeszcze chwilę i wtedy wszystko przemija” (15.04.1951).
Dowód na prawdziwość Orędzi
znajduje się w słowach Pani
Gdy Ida prosi Panią,
przede wszystkim z myślą o innych, o jakiś dowód na prawdziwość Orędzi,
Pani odpowiada, że dowody te zawarte są w samych Orędziach: „Moje znaki zawarte są w moich Słowach” (31.05.1955, 31.05.1957), „To się okaże z
czasem” (03.12.1949).
I
rzeczywiście, wraz z upływem lat wiele z tego, co Pani zapowiedziała, wypełniło
się dosłownie tak, jak to Ida widziała w swoich wizjach. Dowody te są tym
większej wagi i tym więcej przekonywujące, im bardziej prze-powiadane zdarzenia
leżą poza ludzkim wpływem prorokini (patrz także rozdział pt.: „Fakty 1945-2004”).
Ida w gronie rodzinnym
Zrozumiałym jest, że lata
Maryjnych objawień głęboko wiążą ze sobą całą rodzinę Peerdeman. Te
nadzwyczajne wydarzenia wokół osoby widzącej z Amsterdamu nie pozostają
naturalnie całkowicie w ukryciu. Dotyczy to szczególnie dwóch objawień, które
miały miejsce w kościele św.
Tomasza. Kościelna zwierzchność reaguje na to wszystko z nadzwyczajną
powściągliwością i nie życzy sobie w żadnym wypadku rozpowszechniania
wiadomości o tych zdarzeniach. Jest to całkowicie zgodne z tym, czego pragnie
sama Ida, która całkowicie odrzuca każdą sensację wokół własnej osoby. Uważa
siebie tylko i wyłącznie za narzędzie. Jest przy tym tak dale- ce trzeźwo
myślącą osobą, że broni się gwałtownie przed jedną z odwiedzających ją
kobiet, gdy ta, w geście podziwu i czci dla niej, głaszcze ją po ramieniu. W
przyszłości obie panie porozumieją się ze sobą i w końcu zostaną dobrymi
przyjaciółkami.
Wielkim wsparciem dla Idy
jest jej kierownik duchowy a także poczucie bezpieczeństwa w rodzinie. Gdy Ida
cierpi i płacze, cierpią i płaczą wraz z nią i inni. Oprócz ciężkich i trudnych
chwil w kręgu rodzinnym przeżywa się i piękne dni. Wszyscy członkowie rodziny
są umuzykalnieni, tak że śpiewa się i muzykuje również często. Na Boże
Narodzenie odbywają się w rodzinie regularnie małe koncerty. Sama Ida gra na
skrzypcach, oprócz tego trochę maluje i szydełkuje.
Pomimo tych wszystkich
nadprzyrodzonych wydarzeń Ida pozostaje zawsze zwyczajnym człowiekiem. Lubi
modnie się ubierać, zauważa wszystko to, co piękne, nosi chętnie biżuterię, ale
zawsze skromnie i taktownie. W swoim prostym i skromnym życiu nie różni się w
niczym od swoich trzech starszych sióstr. Z zamiłowaniem i zachwytem wspomina
szczęśliwe urlopy w tyrolskich Dolomitach, w Bawarii i Szwajcarii. Z właściwą
dla siebie wspaniałomyślnością lubi obdarzać innych małymi podarunkami. Nigdy
nie zapomina wysłać karteczki z pozdrowieniami swojej bratanicy i bratankowi,
również i wtedy, gdy są oni zaledwie jedną, albo dwie noce poza domem. Jej
zwyczajne, skromne życie nie różni się w zasadzie, prawie że niczym, od życia
jej sióstr.
Ida Peerdeman była
również członkiem Milicji Jezusa Chrystusa. Milicja ta była w przeszłości
zgromadzeniem rycerskim dla ochrony klasztoru dominikanów. Po roku 1870
przekształciła się w samodzielną maryjną organizację świecką, dla obrony wiary
katolickiej. Już wcześniej widząca ujrzała w jednej ze swoich wizji św.
Dominika, który ze słowami: „Tutaj powinnaś wstąpić”, wskazywał na
klasztorny portal w miasteczku Sens. 13 października 1968 r. Ida zostaje
członkiem ruchu i uroczyście otrzymuje w Sens „Płaszcz Milicji”. 31 maja 1969
r., podczas uroczystej ceremonii jej pierwszej przysięgi w paryskim Kościele
Królewskim St. Germain I'Auxerrois została wezwana przez Wielkiego Mistrza,
brata Emmanuel Houdart de la Motte, do odmówienia, wobec licznie zgromadzonych
członków Milicji Jezusa Chrystusa, Modlitwy Pani Wszystkich Narodów.
25 lutego 1950 r. ciocia Ida
wpisuje do albumu swojej bratanicy Heleny van der Heijden-Peerdeman następującą
modlitwę:
„O Panie
Boże, naucz mnie składać ręce,
czy w radości, czy w udręce.
Naucz mnie wierzyć i ufać
i być w całym moim życiu cierpliwą.
Naucz moją duszę poznawać to,
czego Ty, o Boże, ode mnie żądasz.
Naucz mnie zapominania mojej własnej
woli,
bym w ciszy i pokoju czyniła to,
czego Ty mnie uczysz.
Amen”.
Duchowe i fizyczne cierpienie, które widząca z Amsterdamu znosiła spokojnie
i bez słowa skargi, było dla postronnych obserwatorów, a nawet dla jej
najbliższych przyjaciół, w ogóle niezauważalne. Ida dbała
zawsze bardzo su-
miennie o to, ażeby wszystko to, co zostało
jej w łagodnych ale i pełnych znaczenia słowach, przekazane przez Panią
Wszystkich Narodów, a co wyryło się na zawsze w jej sercu, było dokładnie
spisane i dalej przekazane. W swoich wizjach Ida
widziała Niebiańskość i zakosztowała duchowej szczęśliwości. Jednak po powrocie
do rzeczywistości, do codziennego szarego życia, spotykała się z niedocenianiem
i potwarzą, z podejrzliwością i nieufnością innych. Wyśmiewana i
uniewiarygadniana przez media, uczyła się bardzo boleśnie, co to znaczy stracić
dobrą opinię dla zachowania wierności prawdzie i Pani.
Ida zdawała sobie
doskonale sprawę z tego, że nie była zwodzona. Tym wytrwalej dźwigała ciężar
swojego brzemienia bycia małym narzędziem, nosicielką najważniejszego Orędzia
XX wieku. Wszyscy, którzy rzeczy-wiście dobrze znali Idę Peerdeman, znali
również jej heroiczne posłuszeństwo zwierzchności kościelnej. Ale jednocześnie
mało kto uświadamiał sobie, jak wiele ją kosztowało milczeć i wciąż na nowo
czekać, czekać i czekać.
Również i wtedy, gdy
widząca czasami wyrażała swoje rozczarowanie wobec przyjaciół, nie było to
nigdy skargą. Nie użalała się również wtedy, kiedy przyszło jej oddać Bogu to,
co tak bardzo kochała: najpierw swojego ukochanego brata
Pieta, później ojca duchownego. Kiedy wreszcie z kolei jej drugi kierownik
duchowy, ojciec Kerssemakers SSS zmarł w 1981 r., ubolewano nad Idą, że już
więcej nie będzie mogła brać w tygodniu udziału we Mszy św. i przystępować do
Komunii św. Na to Ida odpowiadała: „Jednak przystąpię do Komunii św.
Otrzymam ją z niewidzialnej ręki”.
Ten, kto znał
Idę, wiedział jaką była skromną i umiejącą dochować tajemnicy
osobą. Jednakże poproszona przez księży czy pielgrzymów o opowiedzenie im o Orędziach,
przedstawiała swoje wizje w tak bardzo obrazowy sposób, jakby przeżywała je na
nowo.
„Jeszcze nie jesteś na
Kalwarii”
Kiedy Idzie zmarły, jedna
po drugiej, trzy siostry, ta, która w wielu rzeczach przeżyła wielką
samotność, lubiła przypominać sobie słowa Pani: „Ty dziecko, będziesz musiała współpracować bez strachu i
obawy. Będziesz cierpiała duchowo i fizycznie, na duszy i na ciele” (01.04.1951).
Widząca cierpiała na raka piersi, jednak z obawy przed pobytem w szpitalu
bardzo późno poddała się operacji. Poza tym była poważ- nie chora na serce.
Nawet wtedy, gdy niezbyt
chętnie o tym mówiła, niektórzy wtajemniczeni wiedzieli o ponownych
demonicznych udrękach w ostatnich latach jej życia. Pewnego razu, po
całogodzinnych okropnych gwizdach krzykach i piskach, pozostało 85-letniej
kobiecie tylko płakać z wielkiego wyczerpania. W nocy z 4 na 5 kwietnia 1992
r. do sypialni Idy wszedł ciężko i groźnie diabeł. Nie widziała go, bo stał w
ciemności, jednak słyszała jego dobitny i okropny głos, którym mówił do niej: „Już
ja się postaram o to, żeby skończyć z tobą i z twoim biskupem! A to światło,
które widujesz, to nikt inny tylko ja”. Na to Ida odpowiedziała: „Wiem dobrze, że to Ona. Pani przychodzi zawsze w
świetle. Zastanawiające jest jednakże to, że ty przychodzisz zawsze wtedy, gdy
jest ciemno i stoisz zawsze w ciemności!” Ida wypowiedziała wtedy
słowa Modlitwy, której nauczyła ją Matka Boża. Wtedy diabeł wrzasnął: „Już
ja się o to postaram, żebyś nigdy więcej nie widziała tego światła!” i
rzucił jej w oko małym kamie- niem, co spowodowało wielki ból. Wtedy odszedł.
Oko Idy nabiegło krwią i spuchło. Rankiem następnego dnia Janni (zaufana
pomocnica Idy w ostatnich latach jej życia) przemyła je wodą z Lourdes. Oko
było całe ropiejące, ale wewnątrz nie uszkodzone. Lekarz przepisał Idzie maść,
tak że po dziesięciu dniach mogła już dobrze widzieć.
Innym znowu razem, w
Środę Popielcową, 1 marca 1995 r. zaczęło nagle jednocześnie
dzwonić wszystkie pięć telefonów w całym domu. Kiedy Ida podniosła słuchawkę,
dzwonienie nie ustawało. W ten sposób diabeł próbował ją przestraszyć; czuła
się niesamowicie i bardzo źle.
Kiedy indziej znowu
diabeł podrzucił Idę w górę na łóżku i powiedział okropnym głosem: „Jeszcze
nie jesteś na Kalwarii”.
Rankiem 15 grudnia 1995
r. znaleziono matkę Idę w sypialni, rzuconą na podłogę obok łóżka, z
posiniaczoną twarzą. Jak później opowiadała, po-czuła nagle jakąś ciężką rękę
na swoich plecach, która rzuciła ją głową na podłogę. Ten upadek był tak silny,
że można było widzieć jeszcze po ośmiu tygodniach wylewy krwi na jej twarzy.
Podobnie jak Panu, podczas Jego drogi krzyżowej, tak również i Idzie dane było
przed śmiercią trzy razy upaść.
Jego
Ekscelencja biskup H. Bomers chciał odwiedzić Idę 28 maja 1996 r. Zadzwonił do
drzwi, ale mu nie otworzono. Ponieważ wiedział, że Ida była sama w domu,
polecił powiadomić opiekunkę Idy Jannie, żeby ta zorientowała się, co dzieje
się z Idą. I znowu 90-letnia kobieta leżała bez ruchu na podłodze. Jakaś silna
ręka rzuciła ją brutalnie obok łóżka.
„Wkrótce zaprowadzę
ciebie do Mojego Syna”
„Bądź zdrowa, do
zobaczenia w niebie!” (31.05.1959), są w Orędziach ostatnimi słowami Pani,
wypowiedzianymi do Idy. Aż do dnia odejścia z tego świata Ida żyła wiernie wg
tego, co Matka Boża jej zleciła: „Będziesz
zawsze przychodziła pod ten Obraz...” (15.11.1951)
Ida wiedziała dobrze, że
umrze w 1996 r., gdyż 1 stycznia tegoż roku usłyszała głos Pani, która jej
przepowiedziała: „To jest twój ostatni
rok. Już wkrótce zaprowadzę cię do Mojego Syna. Twoje zadanie jest spełnione”. Trochę
później widząca zwierzyła się jednej z zaufanych osób: „Już długo nie
pożyję. Jestem śmiertelnie chora. Dłużej nie przetrzymam!”
31 maja
1996 r., w dzień przyszłego święta Współodkupicielki, zostało wydane, przez
kompetentnych dla Amsterdamu biskupów Haarlemu, JE Henrik Bomers i JE Josef M.
Punt, oficjalne zezwolenie na publiczne czczenie Maryi pod Jej nowym tytułem:
„Pani Wszystkich Narodów”. Przez dziesiątki lat Ida, modląc się, czekała
cierpliwie na tę chwilę. Podobnie jak starzec Symeon, tak i 90-letnia widząca
powiedziała, przepełniona radością: „Nareszcie stało się. Miałam to przeżyć
i przeżyłam. Niech mnie teraz kochany Pan zabiera do siebie!”
Pogrzeb Idy
W środę 12 czerwca 1996
r. Ida otrzymała w głębokim skupieniu święte Namaszczenie Chorych z rąk ojca
Amandus Korse OFM. Był on głęboko wzruszony gotowością Idy na śmierć lub – jeśli byłaby taka wola Boga – do
dalszego cierpienia.
Dwa dni później lekarz
domowy nalegał, aby chorą, z racji jej wielkiego osłabienia odwieźć do
szpitala. Ida poprosiła Jannie, aby pomogła jej zejść na dół przed przybyciem
karetki pogotowia. Przy schodzeniu obie kobiety spadły ze schodów i ogrodnik
Peter zaniósł śmiertelnie chorą Idę do jadalni. Po przewiezieniu do szpitala,
podłączono Idę do aparatury tlenowej, gdyż się dusiła. Tylko niewielu
przyjaciołom wolno było ją odwiedzać. Jak dziecko leżała 90-letnia widząca w
swoim szpitalnym łóżku. Mówiła ostatkiem sił - jej słabe serce było całkiem
wyczerpane.
Rankiem, 17
czerwca 1996 r. była sama w pokoju. O godz 4.15 wielka prorokini Pani
Wszystkich Narodów oddała swoją duszę w ręce Stwórcy.