Sługa Boża
Wanda Malczewska
(1822-1896)
Wanda Justyna Nepomucena Malczewska urodziła się 15 maja 1822 roku w Radomiu. Została ochrzczona 22 maja 1822 roku.
Ojciec Wandy, Stanisław Malczewski, gorący patriota,
był działaczem politycznym. Po matce Julii z Żurawskich, osobie głęboko
religijnej, Wanda odziedziczyła usposobienie wrażliwe na wszelką biedę i
cierpienie. Już w dzieciństwie wykazywała zamiłowanie do pełnienia
uczynków miłosierdzia.
Wielkim wydarzeniem w życiu Wandy było przyjęcie
Pierwszej Komunii Świętej, do której przystąpiła w kościele farnym w
Radomiu, w rocznicę swego chrztu, 22 maja 1830 roku, a więc w wieku
ośmiu lat, jak na owe czasy bardzo wcześnie. Powodem tak wczesnej
Komunii Świętej było gorące pragnienie przyjęcia Pana Jezusa oraz
wyjątkowe rozumienie tajemnic wiary.
W wieku 10 lat Wanda utraciła matkę. Przez 14 lat
mieszkała z ojcem i macochą, później ciotka Konstancja Siemieńska
zabrała ją do swego majątku w Klimontowie.
Młoda Wanda oddała się całkowicie Bogu przez modlitwę
i pracę dla bliźnich. Starała się przy pomocy wpływowej i zamożnej
rodziny Siemieńskich służyć biednym ludziom wsi.
Wiele wysiłku wkładała w podnoszenie oświaty wśród
ludu. Mieszkańców wsi uczyła czytać i zaopatrywała ich w książki,
sprowadzane przez Siemieńskiego. Wyszukiwała zdolną młodzież wiejską i
przygotowywała ją do szkoły średniej. Wyjednywała u Siemieńskich
fundusze dla młodzieży pragnącej się uczyć. Jednym z wielu wychowanków
Wandy Malczewskiej i Jacka Siemieńskiego był ksiądz Grzegorz Augustynik,
pierwszy biograf Wandy.
W październiku 1872 roku zmarł Jacek Siemieński, a w 6
tygodni później jego matka, Konstancja z Malczewskich. Wanda nie chcąc
być ciężarem dla rodziny, przeniosła się w 1881 roku do klasztoru sióstr
dominikanek pod wezwaniem św. Anny pod Przyrowem, gdzie przełożoną była
jej przyjaciółka, Jadwiga Łopatto. Przez 11 lat pobytu w klasztorze
zajmowała się szyciem paramentów liturgicznych, odwiedzaniem i leczeniem
chorych, a przede wszystkim modlitwą. Po nagłej śmierci przełożonej
1892 roku Wanda powróciła do rodziny Siemieńskich. Jednak w tym samym to
roku ks. Tomasz Świniarski, który został proboszczem w Parznie, zabrał
staruszkę do siebie na plebanię. W Parznie Wanda pomimo podeszłego wieku
oddała się z wielkim zapałem pracy społecznej i charytatywnej.
Gromadziła wokół siebie dzieci i młodzież. Nie mogąc, z powodu braku
sił, odwiedzać chorych, chętnie przyjmowała ich u siebie.
Wyczerpana pracą i umartwieniami coraz bardziej
zapadała na zdrowiu. Dnia 25 września 1896 roku poprosiła o sakramenty
święte. Po ich przyjęciu, pożegnawszy się z obecnymi, zakończyła życie.
Wanda Malczewska była uznana przez ludzi, którzy ją
znali, zwłaszcza przez parafian z Parzna, za osobę świątobliwą. Pod
wpływem takiej opinii 26 września 1923 roku przeniesiono jej zwłoki z
cmentarza grzebalnego do krypty pod kościołem w Parznie.
Władza
kościelna Archidiecezji Łódzkiej stara się o wyniesienie Wandy
Malczewskiej na ołtarze.
Orędzia Pana Jezusa do Wandy Malczewskiej
Ostatnia wieczerza
Dziś byłam w Wieczerniku. Pan Jezus siedział za stołem w pośrodku
Apostołów, w szacie lnianej, białej jak śnieg, wyglądał jak kapłan
ubrany w albę do Mszy Świętej. - Płaszcz wierzchni miał czerwony,
przewieszony przez lewe ramię. Postać Pana Jezusa przedstawiała się
bardzo majestatycznie - opisać tego niepodobna, a jeszcze trudniej
opowiedzieć! - Jasność słoneczna biła od niej - w oczach malowała się
nadziemska dobroć, z ust płynęły słowa gorącej miłości . Byłam tym
widokiem tak zachwycona, że ręce wyciągnęłam do Pana Jezusa, jak dziecko
stęsknione do matki. Pan Jezus mówił do Apostołów o zbliżającej się
męce i swojej śmierci, a widząc ich smutek, pocieszał słowami, że nie
zostawi ich sierotami, lecz będzie z nimi do skończenia wieków utajony w
Najświętszym Sakramencie. Zachęcał ich do zgody i jedności... uczył
swoim przykładem pokory - miłość wzajemną nakazał im jako obowiązek. "Po
tej wzajemnej miłości poznają ludzie, że jesteście Moimi uczniami".
Następnie Pan Jezus odprawił z uczniami wieczerzę starego przymierza,
spożył z nimi baranka przepisanego przez Mojżesza przy wyjściu z niewoli
egipskiej i tym obrządkiem zakończył ofiary Starego Zakonu, będące
figurą ofiary Nowego Zakonu, która od wschodu aż do zachodu słońca
będzie się odprawiać na całym świecie. Następnie widziałam, jak
Apostołowie sprzątnęli kostki ze spożytego baranka, oczyścili stół,
położyli czyste białe przykrycie, pozapalali lampy, pokładli biały chleb
z czystej pszennej mąki, płaski na podobieństwo placków, jak
wielkanocne mace żydowskie, pieczone bez drożdży i kwasu, postawili
także butelki wina. Potem Pan Jezus kazał wszystkim usiąść rzędem, podać
sobie miednicę z wodą; zdjął płaszcz, przepasał się długim kawałkiem
płótna (ale nie tak białego, jak Jego szata) i wszystkim Apostołom
począł umywać nogi. Widziałam zdziwienie Apostołów, że Pan Jezus będzie
im nogi umywał, a najwięcej Piotr był zdziwiony i rzekł: "Panie, nie Ty
mnie, ale ja Tobie powinienem nogi umywać". Dopiero, gdy Pan Jezus mu
powiedział, że jeżeli nie pozwoli sobie umyć nóg, nie będzie miał
miejsca w chwale Ojca Niebieskiego, Św. Piotr zgodził się i ucałował
ręce Pana Jezusa. Myślałam, że to tylko akt pokory, lecz Pan Jezus
objaśnił im, że za chwilę ustanowi Najświętszy Sakrament; Apostołów
wyświęci na kapłanów i poda im do spożycia Ciało i Krew Swoją
Najświętszą. Umywając im najpierw nogi, nauczy ich, że gotując się do
przyjęcia Sakramentu Kapłaństwa i do przyjęcia Przenajświętszego
Sakramentu, trzeba być wolnym od wszelkich grzechów śmiertelnych, mieć
wstręt do grzechów nawet powszednich i mieć siłę zdeptać wszelką
zmysłowość i rozkosze światowe. Po tej ceremonii Pan Jezus usiadł z
Apostołami za stołem, a powstawszy podniósł ręce i oczy w niebo, głosem
przenikającym na wskroś całą moją istotę, odśpiewał błagalne i
dziękczynne modlitwy, wyciągnął ręce nad Apostołami i błogosławił ich.
Następnie odmówił inną modlitwę. A gdy wszyscy usiedli, wziął w Swoje
ręce chleb leżący na stole, błogosławił go, łamał i podawał Swoim
uczniom mówiąc: "Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy, to jest bowiem Ciało
Moje". Potem wziąwszy kielich z winem błogosławił i rzekł: "Bierzcie i
pijcie, to jest Krew Moja, która za was i za wielu będzie wylana na
odpuszczenie grzechów... to czyńcie na Moją pamiątkę". Wtedy widziałam
nad głową każdego z Apostołów (oprócz Judasza) jasną gwiazdę, a w górze
Aniołów ze świecami w ręku, prześlicznie śpiewających: "W Niebie Święty w
Hostii Święty, w duszach niewinnych Święty Pan Bóg zastępów, pełne są
niebiosa i ziemia chwały Twojej". O, jakże byłam w tej chwili
szczęśliwa... tylko w Niebie będę szczęśliwsza, bo tam na wieki oglądać
będę Pana Jezusa i słuchać śpiewów anielskich. Radość udzieliła się
wszystkim, tylko Judasz zdenerwowany rzucał złowrogie spojrzenia na
wszystkich, a szczególnie na Pana Jezusa. Spojrzenie Judasza było tak
straszne, że oczy zakryłam, aby się z nim drugi raz nie spotkać.
Apostołowie także byli przerażeni, Pan Jezus tylko zachował spokój i z
powagą, prawdziwie Boską, odezwał się do Judasza: "Synu zatracenia,
wiem, że wziąłeś od Żydów zapłatę za to, że Mnie wydasz w ich ręce. Idź
prędzej... popełniłeś już dwie zbrodnie. Świętokradzko przyjąłeś
Sakrament Kapłaństwa... Drugą zbrodnię popełniłeś przyjmując Sakrament
Ciała i Krwi Mojej... a teraz idź, dopełnij trzeciej zbrodni, sprowadź
Żydów, aby Mnie pojmali i zamordowali...Myślałam, że Judasz upadnie do
nóg Pana Jezusa, przeprosi Go i zechce surową pokutą zmyć swoje
zbrodnie. Ale nie! Diabeł wstąpił w jego serce, gdy przyjął
świętokradzko Sakramenty Święte i w kamień je zamienił. Judasz jeszcze
raz spojrzał złowrogo na całe zgromadzenie i wyszedł... Ja zapłakałam na
widok zaślepienia Judasza. Sam sobie wieczną zgubę zgotował, Panu
Jezusowi, który go uczynił skarbnikiem i różnymi łaskami obdarzał,
wyrządził nieopisaną krzywdę, Apostołom boleść sprawił, a następnym
pokoleniom dał straszne zgorszenie. O, Jezu! Jezu! Jakże mi Cię żal! Za
tyle serca... za tyle miłości okazanej przed chwilą wszystkim tu
zgromadzonym i wszystkim następnym pokoleniom, tak czarną niewdzięczność
odbierasz...Do mnie, zapłakanej, zwrócił się Pan Jezus i rzekł: "Patrz,
do czego doprowadziła Judasza chciwość i świętokradztwo! Wstąpił do
grona Apostołów, bo myślał, że będę królem ziemskim a swoich zwolenników
uczynię ministrami i naznaczę im wysoką pensję i będą używali rozkoszy
światowych. Gdy się przekonał, że Królestwo Moje nie jest z tego świata,
że moich uczniów i zwolenników czeka praca bez zapłaty pieniężnej,
nędza, prześladowanie, a nawet śmierć męczeńska, wtedy postanowił
odstąpić ode Mnie. Ale chciał coś przy tym zarobić. Jako skarbnik,
okradał kasę ubogich, a wreszcie uległ namowom żydowskim i sprzedał mnie
za 30 srebrników. - Chciwość go zaślepiła, przystąpił do kapłaństwa i w
grzechach przyjął Ciało i Krew Moją. - To go ostatecznie zgubiło.
Innych Apostołów powołałem osobiście do tej godności, a Judasz sam
przyszedł. - Nie chciałem go przyjąć, bo wiedziałem, z jaką intencją
przychodzi i jak zakończy swój urząd. - Lecz usilnie proszony, przyjąłem
go, aby inni mieli przykład, że do kapłaństwa wdzierać się nie można,
lecz oprócz pobożności i nauki, trzeba być wolnym od grzechów
cielesnych, od pychy, chciwości i od zamiłowania w światowych
rozkoszach, trzeba być człowiekiem umartwionym, gotowym na wszystkie
niedostatki, a nawet na śmierć dla Imienia Mego i w obronie wiary.
Powiedz księdzu proboszczowi, żeby wśród zdolnych, czystych i
pracowitych młodzieńców upatrywał kandydatów do seminarium, poddawał im
myśl poświęcenia się stanowi duchownemu, ale nie namawiał i nie zmuszał.
Zgłaszających się niech dobrze zbada, czy mają powołanie, niech im
przedstawi, że w kapłaństwie trzeba wypełnić ślub dozgonnej czystości.
Kto się nie zlęknie, owszem jest pewny, że tego ślubu dotrzyma, niech
wie, że go Bóg powołuje. Seminarium nie jest domem poprawy, lecz szkołą
udoskonalenia i oświecenia młodych lewitów, posiadających już
ugruntowane cnoty chrześcijańskie, gotowych do poświęcenia wszelkiego
rodzaju. - Takim tylko niech daje świadectwa moralności i wysyła do
biskupa. Jeżeli spotkasz rodziców, kształcących syna na księdza, powiedz
im, żeby go nie namawiali - a tym bardziej nie zmuszali; niech się sam
namyśli, niech się zapozna z jakim gorliwym i świątobliwym kapłanem i
przypatrzy się jego codziennemu życiu; niech się często u niego
spowiada, a rodzice niech się modlą w jego intencji. Niech nie liczą, że
syn zostawszy księdzem, będzie im dostarczał pieniędzy, bo księdza nie
święci się na kupca, by zbierał kapitał i wzbogacał rodzinę. Judasz tak
myślał i dlatego został świętokradcą i zdrajcą. Ksiądz po wyświęceniu
staje się ofiarą całopalną na Moim ołtarzu, jak ja stałem się ofiarą na
ołtarzu Ojca Mojego Niebieskiego. Jego ojcem i matką, siostrą i bratem
jest Kościół Święty, a dziećmi jego są wierni, dla których ma pracować,
dawać dobry przykład i uczyć, jak mają zdobywać bogactwa duszy, tj.
cnoty, za które kupią sobie dobra w Królestwie Niebieskim. Ksiądz,
przyjmujący święcenia z wyrachowania materialnego, z namowy lub
przymusu, będzie na pewno jawnym lub skrytym Judaszem, ale kapłanem
według Serca Mojego nie będzie. - Taki kapłan nie będzie pasterzem Moich
owiec, Krwią Moją odkupionych, lecz trucicielem i rozbójnikiem.
Zewnętrznie będzie się starał zachować pozory gorliwego pasterza,
czasami podniesie głos na ambonie przeciwko występkom, ale w skrytości
będzie gorszycielem i nie dla Mnie, lecz dla szatana będzie łowił dusze.
- W każdy czwartek wysłuchasz Mszy Świętej i przyjmiesz Komunię Świętą
za tych kapłanów i na wynagrodzenie świętokradzkich Komunii." Dalej Pan
Jezus mówił: "Judasz nie tylko Sakrament Kapłaństwa, lecz i Sakrament
Ciała i Krwi Mojej przyjął świętokradzko. - Ta druga zbrodnia zaślepiła
go i przemieniła w zdrajcę. Oto masz jawny dowód, jak straszne są skutki
niegodnego przyjęcia Komunii Świętej... jakie to okropne
świętokradztwo. Judasz, przy-jąwszy świętokradzko Komunię Świętą,
zamordował Mnie w swoim wnętrzu - a teraz oddawszy Mnie w ręce Żydów,
zamorduje Mnie na Krzyżu. Powiedz księdzu proboszczowi, aby jak
najczęściej mówił do ludzi o Najświętszym Sakramencie, że tam jestem
obecny Duszą, Bóstwem i Ciałem, że pragnę, aby wszyscy jak najczęściej
przystępowali do Komunii Świętej, ale bez grzechu, z sercem miłością
gorejącym; z duszą pragnącą Mnie przyjąć. Przed Komunią Świętą niech się
dużo modlą i starają o skupienie wewnętrzne... o żal serdeczny za
popełnione grzechy... niech odczuwają w sobie głód duchowy i niczym
nieugaszone pragnienie spożywania tego Anielskiego Pokarmu, bo jak
pokarm codzienny spożyty bez apetytu nie wyjdzie na zdrowie ciału, ale
może nawet zaszkodzić, tak pokarm duchowy, który Ja daję w Komunii
Świętej, spożyty bez pragnienia, a tylko ze zwyczaju, zbawiennych
skutków duszy nie przyniesie. Po Komunii Świętej niech nie wychodzą
zaraz z kościoła, niech się pomodlą dłuższy czas, dopóki przyjęta
Komunia Święta nie rozpłynie się w ich wnętrznościach, dopóki Krew Moja
nie przejdzie do ich serca i nie odnowi ich krwi, z serca wypływającej i
ożywiającej całe ciało. Niech zapomną o interesach domowych, a ze Mną
obecnym w ich duszy niech serdecznie i szczerze porozmawiają. Rozkosz
Moja być z synami ludzkimi, słuchać ich próśb i dawać im skuteczne rady.
Do tego mają najlepszą sposobność, gdy Mnie przyjmą w Komunii Świętej.
Jak mnie to boli, gdy lud podczas odpustu biegnie do Komunii Świętej
prosto od kramów, rozproszony i bez modlitwy ciśnie się do Komunii
Świętej ze śmiechem i żartami; albo gdy po Komunii Świętej ludzie
wychodzą z kościoła bez pomodlenia się, idą do kramów i kłócą się z
przekupkami. - A jeszcze więcej Mnie boli, gdy idą do szynku na,
poczęstunek. To samo robią w dni targowe w miastach. Cisną się do
konfesjonałów i do Stołu Pańskiego, a myślą, jak by co sprzedać lub
kupić. Czy spowiedź tych ludzi może być dobra? A czy Komunia Święta z
takim roztargnieniem przyjęta może być dobra? Niech tak poucza ksiądz
proboszcz i ty pouczaj, gdzie możesz. Ci, którzy chcą codziennie, a
choćby kilka razy na tydzień przyjmować Komunię Świętą, powinni się
wyróżniać w codziennym życiu od swoich sąsiadów. Powinni być
pobożniejsi, pokorniejsi, łagodniejsi, cierpliwsi. Powinni więcej
pracować nad zmysłowością ciała i panować nad namiętnościami. Skoro się
przebudzą rano, powinni myśl swoją zwrócić do Mnie, utajonego w
Najświętszym Sakramencie; przed pójściem do kościoła powinni unikać
swarów i starać się o skupienie ducha. Po powrocie z kościoła powinni
zachować to samo skupienie i wszelkie zajęcia domowe załatwiać spokojnie
bez krzyków. Straszne to jest zjawisko, gdy osoby codziennie
przyjmujące Komunię Świętą, niczym nie różnią się od innych, bo dają
świadectwo o sobie, że Mnie niegodnie przyjmują, a kto Mnie niegodnie
przyjmuje, nie będzie miał cząstki ze Mną w Niebie i może go spotkać los
Judasza". Po tych słowach Pan Jezus zwrócił się do Apostołów i rzekł:
"Niedługo, a już Mnie nie ujrzycie, i znowu niedługo, a ujrzycie Mnie,
bo idę do Ojca" (J 16,16). Pan Jezus powstał i wyszedł z jedenastu
Apostołami (Judasz, jako zdrajca już wyszedł do Żydów) i doszedł z nimi
do bramy ogrodu - tu ich zostawił, a wziął tylko z sobą Piotra, Jakuba i
Jana i z nimi wszedł do ogrodu. - Wieczór już zapadł... Widziałam, że
wszyscy Apostołowie płakali. Tamże, s. 58-63
<<< Pan Jezus mówi do sługi Bożej Wandy Malczewskiej jak Go czcić w Przenajświętszym Sakramencie
Dalej:
Ks. Jan Pęzioł o proroctwie Matki Bożej dla Polski
przekazane przez sługę Bożą Wandę Malczewską :
|
|
|
|
|